Czego uczy mnie blogowanie i aktywność na Instagramie

Myślę, że moimi doświadczeniami warto się z Wami podzielić. Mam nadzieję, że docenicie ten post, bo podzielę się tu z Wami uczuciami, o których mówi się tylko najlepszej przyjaciółce przy lampce wina. Jednak jestem przekonana, że każda przemiana – to lekcja. Mamy też wybór: zachować tę lekcję dla siebie lub podzielić się nią z innymi. Jestem przekonana, że są tutaj osoby, które czują się w tym momencie podobnie i mam nadzieję, że wyciągną z moich doświadczeń coś dla siebie.

Zanim zaczęłam bloga

Nie mogę uwierzyć, że niewiele ponad rok temu wróciłam do pracy z urlopu macierzyńskiego. Powrót do pracy z maluchem w domu był dla mnie trudny, ale oczywisty. Jednak mój wewnętrzny głos mówił mi, że robię coś nie tak. Że moje życie schodzi na tory, na których już raz byłam i wcale mi się wtedy dobrze nie jechało. Później było dużo rozmów, analiz, scenariuszy. Układanie planu B na życie z Olle (to mój mąż).

Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. Z uśmiechem daję dzieciakom buziaka i mówię “lecę się realizować” brzdące kochane. Proszę nie płaczcie, bo to tylko na chwilę. Później nigdzie już nie idę. Dzisiaj czuję, że zachowuję w życiu balans, którego tak długo szukałam. Ale czy droga do tego była prosta?

Zanim zaczęłam pisać mojego bloga, ponad 10 lat pracowałam jako konsultant marketingu online. Nie było dla mnie promocji, kampanii czy strategii, które były niemożliwe do ogarnięcia. Robiłam plan, omawiałam go z klientem, po jego zgodzie wszystko przygotowywałam i startowałam z kampanią. Podchodziłam do tego z sercem, ale też dość praktycznie – kampania musi wystartować, więc lecimy z tym koksem. Nigdy nie sądziłam, że można by inaczej do tego podchodzić. O co mi chodzi – wyjaśnię pokrótce.

Kiedy zrezygnowałam z pracy – przez kilka miesięcy mocno zastanawiałam się, co chciałabym robić dalej. Wiedziałam, że chcę kontynuować pracę w zawodzie, jednak mój kolejny krok musiał być na moich zasadach. Mając dwoje małych dzieci w domu – nie wyobrażałam sobie, aby na nowo wpaść w wir pracy w agencji reklamowej. Wtedy powstał pomysł na tego bloga. Z moim doświadczeniem, setkami kampanii na koncie myślałam, że będzie to tak proste jak zjeść ciastko z kremem. Z ogromną dozą ekscytacji i motywacji do działania przygotowywałam się do startu. Każdy ruch był radością, każdy krok dawał mi energię do postawienia kolejnego. Nic nie mogło mnie zniechęcić… myślałam.

Wiele z nas marzy o przejściu na swoje. Wyobrażamy sobie wtedy, że daje nam to WOLNOŚĆ, której tak bardzo pragniemy. Że pracując „na swoim” – pracujemy tylko kiedy chcemy, jak chcemy i skąd chcemy. Sami jesteśmy sobie szefami. Założę się, że Tobie też się to z tym kojarzy!

Gdy pracujesz dla siebie to dajesz innym część siebie

Gdy wystartowałam z blogiem – w pewnym momencie zauważyłam, że to co robię nie daje mi już takiej radości jak do tej pory. Im dalej szłam z moim projektem „BLOG”, który oczywiście idzie ręka w rękę z prowadzeniem mojego konta na Instagramie, tym mniej było w tym prawdziwej mnie, a więcej tej „corporate” Gosi. Coraz częściej czułam, że traktuję mój blog i konto na Instagramie jak pracę na etacie, nakładając na siebie reżym pisania treści, które coraz mniej brzmiały jak ja, a coraz bardziej jak ktoś inny. Bałam się pokazać prawdziwą mnie… Coraz częściej odczuwałam strach przed działaniem. Wkradła się niepewność, obawa przed pokazaniem twarzy, martwienie się o odbiór tego, czym się dzielę. Porównywałam swoje konto z innymi dużymi kontami i zaczęłam wątpić w sens mojego projektu.

Tutaj okazało się, że jest ogromna różnica między tym, kiedy jesteś aktywny online na tzw. zlecenie, dla klientów, a zupełnie co innego, jeśli robisz to dla siebie. Tutaj każdy ruch jest częścią Ciebie, a im coś jest bliższe Ciebie, tym bardziej może się to zderzyć z tym co nosimy w sobie; z naszą osobowością, obawami, z tym, czego nauczyli nas od dziecka nasi rodzice, szkoła, pierwsze doświadczenia. Zderzamy się z samym sobą.

Czy tak miał wyglądać projekt, który miał mi dawać tę wolność, o której marzyłam?

Przezwyciężyć strach

Miałam trzy możliwości do wyboru: albo nie zrobić nic i wegetować w moim dotychczasowym sposobie działania, albo pozwolić, żeby mój strach zupełnie wyhamował moje działania, albo wykorzystać ten strach jako motywację. Wybrałam ostatnią opcję.

Dzisiaj siedzę w domu za biurkiem, z widokiem na ogród. Mam na sobie bluzę z kapturem i wygodne spodnie. Czasami ulubiony szlafrok. Pisanie bloga daje mi radość. Robienie Instagram Story – energię. Dlaczego? Bo jestem tam ja, taka zwykła Gosia, matka dwojga dzieci, blogerka i przedsiębiorcza kobieta, która łączy wiele ról jednocześnie i przez to nie może wszystkiego robić perfekcyjnie. Nie martwię, że nie zawsze dobrze wyglądam gdy mówię do Was przez Instagram Story, bo w prawdziwym życiu zdarza mi się mieć dzień ZOMBI. A podpisy pod zdjęciami są cząstką mnie, a nie moją imitacją.

Nie martwię się o ilość obserwatorów na Instagramie, bo jest to ostatnia rzecz, na której mi zależy. Jestem wdzięczna, że mam Was. Już nie działam w strachu przed negatywnym komentarzem, bo gdybym to robiła nigdy bym czegokolwiek nie opublikowała, a Wy nigdy byście ode mnie nic nie usłyszeli. I nawet jeśli jesteś jedynym moim obserwatorem, to jestem wdzięczna, że jesteś!

Dajcie znać w komentarzach, jak wyglądały Wasze pierwsze kroki blogowania i prowadzenia konta na Instagramie!

XXX ?

Gosia